Kolejna odsłona kłótni w politycznej rodzinie rządzącej Koszalinem. Tym razem szef lokalnych struktur PO, Tomasz Sobieraj, postanowił obwieścić coś, co jest oczywiste od ponad półtora roku.
O ile przyglądanie się potyczkom radnych PO z prezydentem Piotrem Jedlińskim może budzić pewne zażenowanie – wściekle napadają osobę, którą bezkrytycznie wspierali przez blisko 10 lat, z drugiej strony zaś prezydent każdą sytuację, stawiającą go w złym w świetle, próbuje sprowadzić do tego sporu – o tyle warto zastanowić, co to oznacza w kontekście wyborów samorządowych.
Na dziś to oznaczałoby zapewne dwa komitety wyborcze wywodzące się z PO – Wspólny Koszalin, skupiony wokół prezydenta Jedlińskiego oraz partyjny PO ze wskazanym przez to ugrupowanie kandydatem. Na ten moment stawiałbym, że będzie nim Tomasz Sobieraj, wicemarszałek województwa zachodniopomorskiego, a kilka lat temu zastępca prezydenta Jedlińskiego.

Przyjmując, że – tak jak w poprzednich latach – poparcie dla PO/KO w Koszalinie oscyluje gdzieś w granicach 35-45 procent, to oznacza to niechybne podzielenie się tego elektoratu. Będziemy zatem mieli dwóch faworytów do drugiej tury, a za ich plecami reprezentanta PiS. Wyrazisty i silny kandydat spoza POPiSu miałby szansę na tym bratobójczym pojedynku skorzystać…
Dla pana prezydenta Jedlińskiego to nie będą łatwe wybory. Pierwszy raz będzie musiał sobie radzić bez partyjnego zaplecza i związanych z tym zasobów – finansowych oraz ludzkich; lokalne komitety nie stoją na takiej samej pozycji w wyborach samorządowych, jak te tworzone przez ogólnopolskie partie. Ponadto zapewne zmuszony zostanie to tłumaczenia się ze współpracy z PiS, co w będącym silnie w kontrze przeciwko rządzącej partii Koszalinie, niezależnie od okoliczności, nie jest mile widziane. Byłby to również test jego osobistej popularności, nie podpartej partyjnymi barwami.